niedziela, 11 sierpnia 2013

Powrót do działania

Nie wiem czy ktokolwiek w ogóle tu zagląda i liczy jeszcze na jakąś nową zawartość, ale jeśli tak, to informuję: po okresie koncentracji na innych działaniach oraz pisarskiego rozleniwienia, niebawem startuję z regularnym zaśmiecaniem internetu swoimi wpisami.

Obecnie na tapetę wrócił niejaki Ryu Hayabusa, a ja w jego towarzystwie próbuję przekonać się, że po beznadziejnym Ninja Gaiden 3, można było odratować dobre imię marki i stworzyć zgrabny produkt cieszący oko. Ninja Gaiden 3: Razor Edge wykręca mi paluchy.

Z przeszłości, z udziałem wehikułu czasu, wraca do mnie wspaniałe gamingowe wspomnienie z dzieciństwa. Super Frog - najlepszy platformer wszech czasów - czy znów będzie bawił?

Mój paskudny gust, który nieraz odrzuca mnie od wysoko notowanych produkcji, jest wystawiany na solidne męczarnie, istne tortury i męki rodem z koszmaru. Dzieje się tak za sprawą serii Bioshock, która to, ze względu na drewniano-maślaną mechanikę rozgrywki, skutecznie odstraszała mnie od siebie przez lata. Teraz, za sprawą gorącej chęci zapoznania się z prześlicznymi widoczkami Bioshock Infinite, postanowiłem wrócić do Bioshock i Bioshock 2, by przebiec je z zaciśniętymi zębami i powiedzieć sobie, że mogę powiedzieć więcej o Infinite więcej, niż tylko tyle, że jest fajnym FPSem.

Do tego gdzieś w czeluściach czai się na mnie Dragons Crown - beat-em-up 2D, którym jestem oczarowany od pierwszego screena gry (tak głupio jest się przyznać, że zainteresowałem się grą, kiedy zobaczyłem artwork'a a czarodziejką, o stukilowym biuście...).

Jeśli nie braknie czasu na granie i pisanie, to w najbliższym czasie powinno tu się znaleźć sporo tekstu wklepanego między jedną, a drugą sesją z konsolą.

(A przecież jeszcze muszę się wypowiedzieć ws. "przezajebiaszczofantastyczniepiękniecudownego" The Last of Us...)

1 komentarz: