Metal Gear Solid:
Revengeance
Raz na jakiś czas lotem błyskawicy branżę oblatuje wieść, że
rodzi się nowy slasher, a wszyscy miłośnicy cięcia, krojenia, ćwiartowania i
ogólnego prześladowania wrogich ciał, czują znajomy dreszcz zniecierpliwienia i
rozmyślają: czy choć zbliży się do… [tu pada tytuł ich ulubionego slashera*].
Miłośnicy bardzo skillowego krojenia nie są niestety
rozpieszczani. W ubiegłym roku ukojenie dla ich fobii miał być Ninja Gaiden 3,
ale poziom tego tytułu niech spotka się z moim milczeniem. W tym roku
zapowiadało się mocno, z racji pierwszego kwartału obsadzonego dwiema bardzo
mocnymi markami. Devil May Cry (obecnie właściwie DmC) oraz Metal Gear Rising.
Pierwszy już od jakiegoś czasu gości w naszych maszynkach i niestety wiele osób
uważa, że jego poziom trudności pozostawia wiele do życzenia.
Drugi z nich dopiero przed nami. Metal Gear Rising jest jakąś
forma spin off’a do serii Metal Gear Solid. Na początek przyznam się, że nigdy
nie ograłem choćby połóweczki którejkolwiek z części cyklu. Choć jednak sama
seria Hideo Kojimy nie kręci mnie choćby troszkę, tak MGR:R nie odpuszczę. Już
od pierwszych zwiastunów, było widać, że mamy szansę na solidnego slashera,
który będzie piekielnie szybki i będzie bezlitośnie karał za wszelkie błędy czy
chwile wahania. Po ograniu dema, które niedawno trafiło w końcu do Europy
(przypomnę: Japończycy cieszyli się już tą próbką kodu na wiele tygodni przed
nami, a sam materiał demo miał blokadę regionalną, co skutecznie uniemożliwiało
ogranie – choć nie wszystkim – graczom w Europie) nie mam wątpliwości, że
będzie ciężko. Bohater gry, Raiden (znany do tej pory jedynie z występu w sadze
MGS), jest teraz dla wrogów tym, czym był Kratos dla bogów Olimpu. Chyba nawet
Ryu Hayabusa zaczyna się przy nim czerwienić i uciekać w ciemny kąt…
MGR:R wprowadza ciekawy system walki. Oprócz standardowego
zestawu ataków - light i heavy – do naszej dyspozycji oddany został tryb
swobodnego machania mieczem. Graliście w Dead Island? Próbka tego systemu jest
mi. w tej właśnie grze. Przypomnijcie sobie, jak wymachy bronią były realizowane
przy pomocy prawego analoga. W DI tryb ten był średnio przydatny, raczej
większość osób grała z klasycznym trybem ataku. W MGR:R nie przeskoczymy tego,
ale jeśli ktoś będzie się z tym męczył, to tylko nasz przeciwnik.
Po zainicjowaniu ataku możemy przejść w tryb swobodnego
wymachiwania mieczem i tutaj zaczyna się magia. Czas nieco zwalnia. Każdy ruch
prawym analogiem przekłada się na ruch miecza. Ten bezlitośnie wślizguje się w
ciało wroga, rozdzielając je na dwoje. Dalej odbijamy ruch w drugą stronę i
mamy kolejne cięcie. I jeszcze jedno… I jeszcze jedno… I jeszcze… W kostkę, w
plasterki czy w paski – bez różnicy, tnij jak chcesz. Licznik na ekranie bije,
a im więcej udanych cięć, tym lepszy bonus. Tak… to za co kochałeś skillowe akcje
w serii DMC tutaj powraca: każdy ruch jest oceniany i możesz wykazać się dużą
wyobraźnia w planowaniu walki, by wyszarpać jak najwyższe noty.
Raiden porusza się jak sześciolatek z ADHD – wszędzie go
pełno, a efekty jego działań znajdziesz na ziemi i w powietrzu, na podłodze i
suficie. Miecz nie ustaje w tańcu, a fragmenty wrogów nie przestają odskakiwać
na boki. A to wszystko to ledwie misja demo, która wystarcza na 5-10 minut.
Szykuje się coś solidnego. Tempo rozgrywki najkrócej ujmiesz jako [Fast
Forward]. Rozwiązania zastosowane przez twórców takie jak (oryginalny i trudny,
ale bardzo satysfakcjonujący) system parowania gwarantują, że będzie piekielnie
trudno. No ale o to chodzi, no nie?
Wrażenie może być mylne, ale wstępnie chyba można
powiedzieć, że jeśli tryb „Spartan” w God of War był dla Ciebie szczytem, to
tutaj nie masz czego szukać. Ale jeśli już w to wejdziesz, wsiąkniesz bez
końca.
Absolutny kandydat, by na koniec roku zająć miejsce na
pudle, wśród trzech najlepszych tytułów tego roku i chyba ostatni solidny slasher
tej generacji. Dostajemy produkt, w którym całe środowisko ulega naszej sile
(porąbanie drzewa na drzazgi to kwestia sekund!), a coraz bardziej wymyślni
wrogowie umiejętnie komponują ataki, by łączyć je w śmiercionośne kombosy.
MiliGRAM gry, kiloGRAMY nadziei.
================
*) dla mnie Ninja Gaiden Sigma 2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz